Po rozwodzie rozpoczęłam nowe życie i nową karierę, w której moi młodsi koledzy uważali mnie za zbyt starą. Śmiali się ze mnie, dopóki nie zajęłam się domem, którego nikt inny nie chciał tknąć — tak zwanym „domem z duchami”. Ale to, co tam odkryłam, udowodniło, że wiek nie jest jedyną rzeczą, w której ludzie się mylą.
Nigdy nie wiadomo, co przygotowało dla nas życie. Na tym polega jego piękno i przekleństwo. Niedawno byłam gospodynią domową w trzydziestoletnim małżeństwie, wychowywałam dwoje dorosłych dzieci i martwiłam się tylko o to, co przygotować na kolację.
Aż pewnego wieczoru otworzyłam drzwi naszej sypialni i zobaczyłam męża z kobietą, która mogłaby być naszą córką.
Nie było krzyków, nie latały talerze, nie było łez. Po prostu odwróciłam się, spakowałam walizkę i wyszłam. W końcu byłam zbyt stara na melodramaty. Następnego ranka złożyłam wniosek o rozwód.

Wszyscy mówili, że oszalałam.
Mój były mąż, córka, a nawet syn radzili mi, żebym mu wybaczyła, żeby była „praktyczna”. Mówili, że życie w samotności w moim wieku to zły pomysł, że będę tego żałować.
Ale przez całe dorosłe życie troszczyłam się o innych. Po raz pierwszy musiałam zadbać o siebie.
Próbowałam różnych rzeczy, ale nic nie wypełniało pustki.
Pewnego wieczoru, przeglądając ogłoszenia o pracy, zauważyłam frazę: „Kurs licencjonowania pośrednika w obrocie nieruchomościami — nowa kariera w każdym wieku”. Być może nie jest jeszcze za późno.
Zajęcia okazały się trudniejsze, niż się spodziewałam. Pamięć już nie jest taka jak kiedyś. Ale prawdziwym wyzwaniem okazało się znalezienie pracy.
Wysyłałam CV raz za razem, chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne, uśmiechałam się, gdy otrzymywałam grzeczne odmowy.
„Szukamy kogoś z większą energią” – powiedział jeden z brokerów.
„Z większym doświadczeniem” – dodał drugi.
Ale ich oczy zdradzały prawdę:
Jesteś za stara.
Po kilku miesiącach rozczarowań w końcu otrzymałam list z magicznymi słowami: „Chcielibyśmy zaproponować Ci stanowisko”.
W pierwszym dniu pracy stałam prawie godzinę przed lustrem, poprawiając swój nowy granatowy garnitur.
Był droższy, niż mogłam sobie pozwolić, ale chciałam wyglądać profesjonalnie. Biuro było jasne, nowoczesne, z błyszczącymi ekranami i jeszcze bardziej błyszczącymi ludźmi.
Podczas lunchu iluzja pękła. Wszyscy zebrali się przy dużym stole, śmiali się i nikt nie zaproponował mi miejsca.
Wzięłam sałatkę i usiadłam przy małym stoliku przy oknie, udając, że nic nie zauważam. Słyszałam ich szepty, a potem głośniejszy śmiech.

„Widziałaś jej strój? Moja babcia tak się ubiera” – zachichotała Tina.
„Nie wytrzyma nawet dwóch tygodni” – śmiał się Jake.
„Daję jej jeden dzień otwartego domu, zanim odejdzie” – dodał ktoś jeszcze.
Słowa paliły jak zimna woda. Trzymałam głowę nisko, grzebiąc w sałatce, udając, że nie słyszę.
Po obiedzie szłam do swojego stołu i usłyszałam znajome głosy w pobliżu pokoju wypoczynkowego – Jake’a i Tiny. Zwolniłam nieco, żeby posłuchać.
— Przysięgam, ten dom jest przeklęty — powiedział Jake. — Od dwóch lat nie możemy go sprzedać. Każdy kupujący rezygnuje.
— Więc przestańcie tracić na niego czas — powiedziała Tina. — Przekażcie go komuś, kto nie boi się porażki.
„Przysięgam, ten dom jest przeklęty”.
Jake uśmiechnął się. „Kto go weźmie? To martwa nieruchomość”.
„Ja go wezmę” – powiedziałam, wchodząc do środka.
Odwrócili się, zaskoczeni i rozbawieni jednocześnie.
„Ty?” – Jake uniósł brew. „Maggie, to nie jest jakiś przytulny dom rodzinny. To miejsce pożera nowicjuszy”.
„Dam radę” – powiedziałam.
Tina skrzyżowała ręce. „Nawet nie znasz historii tego domu”.
„W takim razie opowiedzcie mi ją” – powiedziałam.
Jake oparł się o ladę. — „Zmarła tam młoda kobieta. To nie było morderstwo, była chora. Ale ludzie lubią dramaty, więc dom zaczęto nazywać „domem z duchami”. Teraz nikt nie chce go tknąć”.
— „Zmarła tam młoda kobieta”.
Tina uśmiechnęła się. „Pół miasta twierdzi, że jej duch nadal tam mieszka. Sprzedasz go duchom, Maggie”.
„W domach codziennie umierają ludzie” – powiedziałam. „To nie sprawia, że są przeklęte”.
„Pół miasta twierdzi, że jej duch nadal tam mieszka”.

„Cóż, nie wierzę w duchy” – powiedziałam.
Uśmiechnął się. „No dobrze. Ale jeśli sprzedasz ten dom, zjem swoją skarpetkę”.
„Umowa stoi” – wyciągnęłam rękę.
Tina roześmiała się, a Jake potrząsnął głową z uśmiechem. „No dobrze. Nie mów, że cię nie ostrzegałem”.
Wyciągnął pęk kluczy, znalazł właściwy i rzucił mi go. „Powodzenia, babciu”.
Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się i wyszłam.
— „Powodzenia, babciu”.
Dom stał na obrzeżach miasta, był dwupiętrowy, z szeroką werandą i wyblakłą niebieską farbą.
Nie był piękny, ale też nie był przeklęty.
W środku panowała cisza. Kilka pajęczyn, trochę odpadającej tapety, ale konstrukcja domu była solidna. Przeszłam przez wszystkie pokoje, robiąc zdjęcia i notatki.
Tej nocy, kiedy biuro opustoszało, a sprzątaczka już zgasiła światło, nadal tam byłam.
Edytowałam zdjęcia, pisałam idealny opis, pilnowałam, żeby wszystko wyglądało bez zarzutu.
Nie przestałam, dopóki ogłoszenie nie pojawiło się w sieci.
Następnego ranka, gdy tylko usiadłam przy biurku, zadzwonił telefon.
„Cześć, tu Chloe” – rozległ się młody głos. „Wraz z narzeczonym widzieliśmy ogłoszenie o domu przy Maple Street. Chcielibyśmy go dzisiaj obejrzeć”.
„Świetnie” – odpowiedziałam. „Czy południe wam pasuje?”.
„Idealnie” – odpowiedziała radośnie.

Kiedy odłożyłam słuchawkę, Jake oparł się o mój stół z zadowolonym uśmiechem.
„Znalazłaś już kogoś na ten nawiedzony dom?” – zapytał.
„Tak” – odpowiedziałam.
Tina zachichotała. — „Lepiej weź ze sobą święconą wodę”.
— „Przynajmniej nie posiwiejesz ze strachu — już tam jesteś” — dodał Jake.
Spojrzałam mu w oczy. — „Miej skarpetkę pod ręką” — powiedziałam i chwyciłam torbę.
W południe pojechałam do domu. Na ganku czekał młody mężczyzna. „Cześć, jestem Ethan” – powiedział. „Chloe jest jeszcze w mieście, więc sam się rozejrzę”.
„Oczywiście” – odpowiedziałam. „Wejdźmy do środka”.
Poprowadziłam go przez kuchnię, salon i korytarz na piętrze.
— No i jak poszła wycieczka po nawiedzonym domu? Kasper się oświadczył?
— A może uciekł z krzykiem? — zaśmiała się Tina.
Nie odpowiedziałam, tylko położyłam torbę i zabrałam się do pracy.
Kilka minut później, wychodząc z toalety, zauważyłam zdjęcie w ramce na stole Jake’a: on z młodą kobietą.
Przyjrzałam się bliżej. Kobieta miała na sobie podobne złote kolczyki, jak te, które miałam w kieszeni.
„Kto to jest?” – zapytałam, wskazując na zdjęcie.
„Moja siostra. Dlaczego pytasz?” – Jake zmarszczył brwi.
„Bez powodu” – odpowiedziałam szybko i wróciłam do swojego biurka.
Później usłyszałam Jake’a rozmawiającego przez telefon: jego głos był ostry i niski.
„Mieliśmy umowę” – syknął. „Po prostu trzymaj się planu”.
W południe mój telefon znów zadzwonił.

„Cześć, tu Chloe” – powiedziała radośnie. „Co do domu. Omówiliśmy to i zdecydowaliśmy, że kupimy go, jeśli cena spadnie o połowę. Z powodu ducha, rozumiesz”.
„Porozmawiajmy osobiście. Możesz się dzisiaj spotkać?”.
„Oczywiście” – odpowiedziała szybko.
Kiedy przyjechałam, Chloe i Ethan czekali już na ganku. Od razu ją rozpoznałam – to była ta sama kobieta ze zdjęcia Jake’a.
„Miło cię znów widzieć” – powiedziałam. „Wystarczająco odważni, żeby wrócić?”
Ethan uśmiechnął się słabo. „Zdecydowaliśmy, że poradzimy sobie z duchami, jeśli transakcja będzie opłacalna”.
„Wystarczająco odważni, żeby wrócić?”
Chloe mrugnęła. „O co ci chodzi?”
Wyjęłam kolczyk z kieszeni. „Upuściłaś to” – powiedziałam, podając jej kolczyk.
Jej ręka poszybowała do ucha – brakowało jednego kolczyka.
„Upuściłaś to”.
— „Znalazłam ją przy szafie w sypialni” — kontynuowałam. — „Dokładnie tam, gdzie zniknął twój duch”.
Ethan zamarł. — „Czekaj, co?”
Odwróciłam się do niego. — „Nie była w tym sama. Oboje to zaplanowaliście, prawda? Mały spektakl, żeby uzyskać cenę, którą chcieliście”.
„Nie masz dowodów”.
„Och, mam wystarczająco dużo” — powiedziałam. „Jesteś siostrą Jake’a. Opowiedział ci wszystko o domu, prawda? Wykorzystałaś poufne informacje i zainscenizowałaś ducha”.
— „Powinniście mi być wdzięczni!” — krzyknęła Chloe. — „To był pomysł Jake’a, chciał, żebyśmy podtrzymywali plotki, żeby dom nigdy nie został sprzedany. Ale pomyśleliśmy: dlaczego nie wykorzystać tego na swoją korzyść i nie kupić go za połowę ceny?”.
„Powinniście mi być wdzięczni!”
Uśmiechnęłam się. „Oto, co się stanie. Mogę dać wam niewielką zniżkę i kupicie dom legalnie, albo pójdę prosto na policję i zgłoszę oszustwo was obojga”.
Spojrzeli na siebie w milczeniu, a ja stałam, uśmiechając się i całkowicie spokojna.
— „Kupicie dom legalnie albo pójdę prosto na policję i zgłoszę oszustwo obu z was”.
Godzinę później weszłam do biura i położyłam podpisane dokumenty na biurku Jake’a.
Zamarł, zaskoczony. — „Ty… sprzedałaś go?”
— „Za pełną cenę” — odpowiedziałam.

Patrick podszedł i spojrzał na dokumenty. „To dom na Maple Street? Ten, który trzymaliśmy przez dwa lata?”.
„Tak” – odpowiedziałam.
Patrick uśmiechnął się. „Brawo, Maggie. Wygląda na to, że w końcu mamy kogoś, kto czyni cuda. Spodziewaj się premii w następnej wypłacie”.
Kiedy wyszedł, w pokoju zapadła cisza. Jake zacisnął szczękę.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. „No dobrze, Jake, którą skarpetkę założysz na obiad – lewą czy prawą?”.
W końcu nie czułam się już czyjąś byłą żoną ani czyjąś matką. Byłam Maggie – kobietą, która sprzedała „dom z duchami”.
