Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.

Jego argumenty? Nasza córka ma ciemniejsze włosy niż on (on ma kasztanowe, ja blond).

Byłam nieco zdezorientowana, ponieważ miała prawie żadne włosy i wydawało mi się, że oskarża mnie o niewierność!

Myślałam, że żartuje, ale on kontynuował: „Ma bardzo ciemne włosy”.

Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.
Doszło nawet do tego, że powiedział: „Gdyby nie była moją biologiczną córką, nadal byłaby moją dziewczynką”.

To stwierdzenie bardzo mnie zasmuciło, ale zgodziłam się na test.

Nie miałam pojęcia, że to dopiero początek nieuchronnej katastrofy.

Test wykazał, że nie jest on ojcem.

Poczułam, jak skręca mi się żołądek. Byłam tak pewna, że to jakaś pomyłka. Nigdy nie byłam z nikim innym, ani razu. Natychmiast zadzwoniłam do laboratorium, domagając się wyjaśnień, ale potwierdzili wyniki.

Mój mąż, Daniel, siedział po prostu z papierami w rękach, a jego twarz była blada. „Wiedziałem” – wyszeptał. „Wiedziałem, że coś jest nie tak”.

Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.

Czułam się, jakbym znalazła się w koszmarnym śnie. „Daniel, nigdy cię nie zdradziłam! To musi być pomyłka!”

Potrząsnął głową i gorzko się roześmiał. „Nauka nie kłamie, prawda?”. Wstał, przeczesując dłonią włosy. „Wiesz co? Może to błogosławieństwo. Teraz mogę odejść z czystym sumieniem”.

Zaniemówiłam. „Po prostu odejdziesz? Mamy trzytygodniowe dziecko!”.

„Nie moje dziecko, pamiętasz?” – odparł ostro, chwytając za płaszcz. „Znajdź prawnika. Chcę rozwodu”.

I tak po prostu odszedł.

Następne kilka dni spędziłam w odrętwieniu, płacząc, patrząc na córkę i próbując zrozumieć sens tego, czego nie było. Nie mogło być tak, że Daniel nie był ojcem. Nie byłam z nikim innym.

I wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl. A co, jeśli w szpitalu popełniono błąd?

Zabrałam córkę z powrotem do szpitala, w którym się urodziła, i zażądałam, aby sprawdzili swoje zapisy. Najpierw mnie zbyli, ale nie odeszłam. W końcu, po kilku godzinach nalegań, zgodzili się sprawdzić swoje zapisy.

Następnego dnia zadzwonili do mnie, co jeszcze bardziej zburzyło mój świat.

„Proszę pani” – powiedziała ostrożnie pielęgniarka. „Nastąpiła pomyłka. Musimy prosić panią, aby natychmiast do nas przyjechała”.

Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.
Pędem pojechałam do szpitala, mocno przytulając dziecko i czując mdłości w żołądku. Kiedy przyjechałam, posadzono mnie i wyjaśniono, że moja biologiczna córka została przypadkowo zamieniona z innym dzieckiem na oddziale noworodkowym.

Ugięły się pode mną kolana. „Więc… to nie jest moja córka?” – wyszeptałam, patrząc na maleńką, niewinną buzię, którą całowałam każdej nocy przez ostatnie trzy tygodnie.

„Twoja biologiczna córka jest w innej rodzinie” – przyznał lekarz. „Skontaktowaliśmy się z nimi. Już są w drodze”.

Ogarnęła mnie panika. Przywiązałam się do tego dziecka. Była moja pod każdym względem. Myśl o oddaniu jej była jak ktoś wbija mi nóż w serce. Ale jednocześnie… tam było moje prawdziwe dziecko. Dziecko, którego nigdy nie trzymałam w ramionach.

Siedziałam w sali szpitalnej i drżałam, aż przyjechała inna rodzina. Matka była już we łzach, ściskając w ramionach dziecko, które uważała za swoje. Kiedy przynieśli mi moją prawdziwą córkę, spodziewałam się, że od razu poczuję więź, ale zamiast tego poczułam tylko smutek.

W szpitalu nalegano, abyśmy zamieniły się dziećmi, powołując się na przyczyny prawne. Mój umysł krzyczał „nie, nie, nie”, ale serce rozumiało, że nie ma innego wyjścia.

Kiedy oddawałam dziecko, które wychowywałam przez trzy tygodnie, czułam, jakby moja dusza pękała na kawałki. Druga matka płakała tak samo mocno jak ja i widziałam w jej oczach ten sam ból. Obie chciałyśmy krzyczeć, że to niesprawiedliwe, że kochałyśmy te dzieci, a teraz musimy się z nimi pożegnać.

Kiedy w końcu wzięłam na ręce swoją biologiczną córkę, czułam przede wszystkim winę. Winę za to, że jej nie rozpoznałam. Winę za to, że chciałam dziecko, które straciłam.

Ale koszmar jeszcze się nie skończył.

Kiedy Daniel się o tym dowiedział, myślałam, że pośpieszy się, żeby wrócić, przeprosi i powie, że popełnił straszny błąd. Ale zamiast tego podwoił swoje słowa. „Myślisz, że w to uwierzę?” – szydził, kiedy do niego zadzwoniłam. „Podмяна dziecka? To brzmi jak opera mydlana. Niezła próba. Mam dość, Sara”.

Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.
Byłam wściekła. „Oskarżyłeś mnie o zdradę! Odszedłeś, nawet mnie nie wysłuchawszy! A teraz, kiedy mam dowody, nadal mi nie wierzysz?”.

„To zbyt wygodne” – stwierdził stanowczo. „A szczerze mówiąc? Miałem czas, żeby to przemyśleć. Nie sądzę, żebym chciał dalej być ojcem”.

To mnie najbardziej złamało. Szukał wyjścia. I znalazł je.

Nie kłóciłam się. Odłożyłam słuchawkę, zdając sobie sprawę, że człowiek, którego kochałam, któremu ufałam, okazał się nie tym, za kogo go uważałam.

Skupiłam się na mojej córce – tej, która była biologicznie moja. Zajęło to trochę czasu, ale przywiązałam się do niej. Była idealna i wiedziałam, że chociaż początek naszej drogi był bolesny, dam jej całą miłość świata.

Kilka miesięcy później szpital został pozwany do sądu, ale to nie naprawiło emocjonalnych blizn. Nadal utrzymywałam kontakt z drugą matką. Przeżyłyśmy coś, co tylko kilka osób może zrozumieć. W pewnym sensie byłyśmy teraz dla siebie rodziną, na zawsze połączoną tymi pierwszymi tygodniami.

A co z Danielem? Nigdy więcej o nim nie słyszałam. Nie walczył o prawo do opieki, nie dawał znaku życia. Wtedy zrozumiałam, że w ogóle nie zasługiwał na prawo do bycia ojcem.

Mój mąż zażądał przeprowadzenia testu na ojcostwo naszego trzytygodniowego dziecka.
Jeśli nauczyłam się czegoś, to tego, że rodzina to nie tylko DNA. To ci, którzy pozostają, gdy robi się ciężko, którzy kochają bezwarunkowo i którzy wybierają ciebie – nawet gdy wszystko inne się wali.

Jeśli dotarłeś do końca, podziel się tą historią. Być może ktoś jeszcze potrzebuje jej usłyszeć.