Filip nie miał nic poza nazwiskiem. Bez pieniędzy, bez nieruchomości, bez przywilejów – tylko znane pochodzenie i wybitną urodę.

Grecki książę o zrujnowanym losie, oficer bez majątku, przyzwyczaił się do życia bez zobowiązań i bycia pożądanym w każdym porcie. Kobiety go uwielbiały, a on kochał wolność. Jednak na horyzoncie pojawiła się młoda księżniczka, która zakochała się w nim jeszcze jako nastolatka.

Elżbieta od dzieciństwa wiedziała, że będzie jej. Nie wybierała ze względu na korzyści, wybrała sercem — i skazała się na życie u boku człowieka, który chciał wszystkiego, ale nie chciał się podporządkować.

Kiedy została królową, znalazł się w cieniu. Dla niej zrezygnował z kariery, zmienił religię, poświęcił ambicje, ale nigdy nie wybaczył sobie tego kompromisu. Wewnątrz kipiał. Na zewnątrz grał idealnego męża.

Ale poza murami pałacu był inny. Baleriny, aktorki, kobiety z wyższych sfer — nie ukrywał zbytnio swoich romansów. Królowa o tym wiedziała. Rozdzierały ją gniew i miłość. Pewnego razu rzuciła w niego nawet butami. Ale później nauczyła się powściągliwości — nie dlatego, że wybaczyła, ale dlatego, że potrafiła wznieść się ponad ból.

Filip był zły na los, na swoją sytuację, na to, że nigdy nie zostanie głową państwa. W domu dominował, ale poza nim był tylko „księciem u boku królowej”. To go poniżało i doprowadzało do wybuchów. Nie pozwalał służbie dotykać swoich rzeczy, sam nosił walizkę, sam prowadził samochód. Nawet kawę parzył sobie sam — jakby chciał udowodnić, że przynajmniej nad czymś jeszcze ma władzę. Gardził własną bezużytecznością, którą sam wybrał. Osiągnął wszystko, czego chciał — władzę, status, przywileje — i nie wiedział, co z tym zrobić.

Ona kochała. Zawsze. Nawet gdy ją poniżał. Nawet gdy krzyczał. Nawet gdy ją zdradzał. Ona znosiła to. Nie z powodu słabości — z powodu oddania. Korona była dla niej nie tylko symbolem władzy, ale także krzyżem. Wypełniała swoje małżeńskie obowiązki jak świętą obietnicę. Nigdy nie narzekała, nie wynosiła brudów z pałacu. W jej świecie nie było miejsca na słabość.

Słudzy słyszeli kłótnie, dworzanie wiedzieli o romansach, ale nikt nie widział publicznego rozstania. Elżbieta II była królową nawet w cierpieniu. Nauczono ją, że mężczyzna może zdradzać, ale nie oznacza to koniecznie, że przestał kochać. Być może przyjęła to jako fakt. Być może po prostu nie chciała zniszczyć tego, co budowała od nastoletnich lat. A może naprawdę nie potrafiła nie kochać.

Z wiekiem stał się jeszcze bardziej nieznośny. Wszystko, dla czego się poświęcał, przestało mu sprawiać satysfakcję. Poniżał tych, którzy mieli niższy status, tylko po to, aby poczuć swoją wyższość. Pragnął władzy, ale pozostał u boku tej, która uosabiała sam system, w którym był drugorzędny. Nigdy nie podniosła na niego głosu. Milczenie stało się jej zbroją. Miłość – jej słabością i siłą.

Filip zmarł w wieku 99 lat. Elżbieta przeżyła go. Milcząca, powściągliwa, wciąż wierna. Ich związek nie opierał się na szczęściu, ale na wyborze i obowiązku. Wybrała go – i pozostała przy tym wyborze do końca.
